Content is Dead, Long live Spam!
Mi to jak się coś ubzdura... szkoda gadać, ale co tam, opowiem. Otóż doszedłem do wniosku, że mit "Content is King" to... mit. Specjaliści od "White Hat Seo" proponują tworzenie stron zawierających przydatną i unikalną treść, ale właściwie to wcale nie jest na rękę Google. Megakoncern powinien promować precle, spam na stronach a najlepiej gdyby większość stron nie zawierała nic ciekawego i przydatnego.
Skąd ten wniosek? Otóż, internauta odwiedzając ciekawą witrynę spędzi na niej całe popołudnie, przeklika kilkadziesiąt superfajnych artykułów, może zapisze się na forum, skomentuje to i owo, nażre się tego contentu i na koniec kliknie w reklamę albo i nie. Pięć eurocentów powędruje do admina strony, pięć do Google, wielkie mi ajwaj.
A co jeśli ten sam użytkownik będzie szukał dla siebie ciekawej treści, posiłku intelektualnego, przekąski tekstowej - przez kilkanaście minut bezskutecznie? Trafi na wszelkiego rodzaju precle, sztucznie wypozycjonowane strony czy automatycznie generowane serwisy zawierające losowo dobrane słowa kluczowe, zgodnie z przepisem na "idealne google food"?
Taki użytkownik już podczas szukania kliknie w kilka reklam, bo zaciekawią go linki kontekstowe, będzie miał nadzieję na coś wartościowego (w końcu ktoś zapłacił za promowanie danego serwisu!). Jeśli nic nie znajdzie za pierwszym razem to kliknie w kolejne reklamy. Zarobek dla wydawcy (spammera) i Google gwarantowany.
Co więcej - user zapamięta sobie jak pies Pawłowa - "reklamy prowadzą do bardziej wartościowych witryn, a wyszukiwarka prowadzi do spamu!". Może nie od razu, ale prędzej czy później nawyk wejdzie w krew. Docelowo Google w wynikach wyszukiwania będzie pokazywał 2 listy:
a) treść niepewna i mało wiarygodna,
b) reklamy stron, na których jest treść której szukasz - pewne bo opłacone.
Drupal na półce w Twoim domu
Czekanie dobiegło końca i już od dziś każdy może zamówić moją książkę o Drupalu. Przedsprzedaż zakończona i wkrótce na półkach pierwszych odważnych pojawi się niebieska, niemal 500-stronicowa pozycja. Strasznie jestem ciekaw jej przyjęcia, nie mogę się też doczekać swoich egzemplarzy autorskich. W końcu to moje pierwsze drukowane dziecko w tej kategorii wagowej.
Boom na sieciowe społeczności ... i co dalej?
Tak mi się nasunęło ostatnio, że rozrywkowe serwisy społecznościowe prędzej czy później każdemu się znudzą. Skąd taka myśl? Wydaje mi się, że aktywność na wszystkich fotkach, blipach, twitterach, naszych klasach, fejsbukach, majspejsach ma pewną wadę - nie daje spodziewanych rezultatów.
Zapisując się do serwisu tego typu mamy pewne oczekiwania. Sporo osób liczy na to, że dzieląc się z innymi internautami swoimi codziennymi przeżyciami (w formie tekstu, video czy fotek) otrzyma odzew stosowny do wysyłanego komunikatu. Zatem jeśli się cieszymy chcemy żeby inni cieszyli się naszym szczęściem. Jeśli nas boli to oczekujemy przytulenia i poklepania po ramieniu. Jeśli pojechaliśmy na wakacje do Egiptu - wyrazów uznania albo chociaż zainteresowania jak tam było i co zobaczyliśmy.
Natomiast nasze sprawy są dla innych ludzi w 90% nieważne. Oni mają swoje - niemal identyczne - przeżycia, wspomnienia, przemyślenia (takie jak ta notka na blogu), codzienne porażki i sukcesy. I właśnie ich sprawy są dla nich ważniejsze, o nich chcą rozmawiać, po to w końcu zapisali się na tego facebooka czy nk.
Rezultatem takiej sytuacji jest rozczarowanie tym jak płytkie są internetowe relacje. Owszem, zdarza się, że ktoś coś napisze na Twoim profilu, skomentuje Twój post, ale są to zwykle mało osobiste, szablonowe wypowiedzi, napisane raczej z grzeczności. Takie reakcje nie dają nawet odrobiny poczucia bliskości, więzi, zaangażowania. Dużo większy efekt uzyskamy rozmawiając przez GG czy korespondując mailem.
Turbo Lux Dziwki
Ponieważ na korpostołówce zawiesili wielki telewizor mam ostatnio częstą okazję do oglądania kanału (kanał to bardzo dobre słowo) VIVA Polska. Poziom tamtejszych produkcji zawsze mnie zadziwia - kiedy myślę że nie da się zejść niżej oni tego dokonują, z tygodnia na tydzień dostarczając mi nowych doznań, po których mogę zacytować jeden pasujący jak ulał do programów i teledysków z VIVA obrazek:
Przyznam, że jako ojciec trzyipółletniej dziewczynki mam pewne obawy co do tego, jak wpłynie na nią obecna w mediach młodzieżowych kultura, której nadałem roboczą nazwę "Kurwy górą!". Jest to estetyka wypindrzonych dziwek wyginających się w niedwuznacznych pozycjach i szokujących kolejnymi durnymi fryzurami.
Ciekaw jestem ile jeszcze takich gwiazdek zostanie wyprodukowanych w tajnych fabrykach koncernów medialnych. Albo, co chyba ważniejsze, ile % nastolatek będzie szło w ich ślady.
Z drugiej strony sam się wychowałem na MTV i za moich czasów dominowały jakieś rockowe kosmiczne pudle, grungeowe brudasy i podobne wynalazki. Jeszcze wcześniej była moda na disco, glam i tak dalej, więc od dawna muzyka i teledyski służą do psucia młodzieży - a jakoś zepsuty się nie czuję :).
Jednak mam wrażenie, że poprzednie mody były wprawkami i wersjami beta tego co dzieje się dziś albo będzie za lat 10. Telewizja muzyczna i Internet 20 lat temu nie były wcale tak łatwo dostępne dla dzieciaków - przynajmniej w PL. Dziś trwa już atak na wszystkich frontach i pytanie czy nasze dzieciaki będą w stanie się w tym połapać pozostaje dla mnie otwarte.
Mądra główka
Zaniedbałem blogowanie "Rodzinne", zatem dla wszystkich zainteresowanych tym co u naszej Emilki - kilka faktów.
Jak gdzieś kiedyś pisałem, od stycznia mila jest przedstawicielem gatunku Homo Przedszkolakus. Uczęszcza do "klubu małego montessorka", jest już nawet w grupie starszaków, nieskromnie nazwanej "Mądre Główki".
Co ważne, od nowego roku szkolnego nasza dzielna córeczka już nie marudzi kiedy mama ją odstawia do "klubu". Kiedy ją odbieram też nie płacze, nie marudzi. Zauważamy, że jest zdecydowanie odważniejsza, mniej przestraszona, chętniej angażuje się w zabawę z innymi dziećmi, nie boi się nowych znajomości.
Top 3 firm, które mnie ostatnio wkurzyły :)
Poniższe doświadczenia pokazują, że systemy i procedury wspierające pracę róznych callcenter nie muszą wcale ułatwiać życia klientom. Ba! Idę o zakład, że część z nich jest celowo skonstruowana tak, aby pewne operacje były dla klienta trudniejsze. Część zaś wynika z błędów jakie tkwią w systemach informatycznych. Firmom chyba nie opłaca się ich usuwać - wolą zatrudnić tanią siłę roboczą, która wyjaśni klientowi żeby się nie przejmował :).
Modelowym przykładem celowego utrudniania życia niech będzie rezygnacja z usług. Moje boje sprzed około roku z "telewizją nowej generacji N" dowiodły, że potrafią oni przyjąć zamówienie przez telefon albo internet, ale rezygnacja? Tylko za pomocą wydrukowanego papierka dostarczonego listem poleconym do centrali firmy! Mogę zrozumieć papiery przy banku, w urzędzie, ale firma mająca w nazwie "NOWĄ GENERACJĘ", która potrafi pokazać fakturę na ekranie mojego telewizora, cofać czas w filmach, dostarczać materiały na zamówienie (VOD), a nawet wdrożyła obsługę BILIX'a (poniekąd cholernie wygodne)? Wstyd!
Żeby jeszcze dobić "enkę" powiem, że kiedy próbowałem się dodzwonić na obsługę klienta kończyło się to czekaniem po kilkanaście minut - w ten sposób rezygnacja z ich usług potrwała parę miesięcy, bo kto ma czas jeździć na pocztę?
Tu dochodzimy do pewnej przykrej praktyki, którą stosują chyba wszyscy. Otóż na linii gdzie usługę bądź produkt możemy zamawiać NIGDY PRZENIGDY nie czeka się dłużej niż kilkanaście sekund. Konsultanci są mili, grzeczni, odbierają błyskawicznie. Jednak kiedy już zostaliśmy wrobieni w dwuletnią umowę albo szukamy pomocy technicznej to z cudem graniczy dotelefonowanie się do obsługi.
Internet jest do bani bo...
No i tu czekam na Wasze komentarze... albo niech będzie, ja zacznę:
1) uzależnia (to akurat najmniejsza wada, lepszy net od kokainy albo wódy),
2) zbierane z mozołem linki do ciekawych stron (poradników, tutoriali, wątków na forum) prowadzą donikąd kiedy się ich najbardziej potrzebuje - bo serwer się zmienił, bo autor zmienił adresowanie strony, bo serwis zakończył działalność. To samo tyczy się sytuacji kiedy zajdziemy ciekawy wpis, w którym jest link do jeszcze ciekawszej treści - niestety takiej, która już dawno znikła z Sieci,
3) strony nie są kategoryzowane, zesłownikowane, a relacje między nimi (hiperłącza) nie są nazwane (w sensie są to relacje bezosobowe, bez typów). Oczywiście jest na horyzoncie RDF i podobne systemy, ale czy to się uda? Póki co mamy bazę danych z jednym wielkim polem tekstowym :).
4) treść się powtarza - katalogi stron, firm, instytucji, dokumentów, książek - praca wielu firm i jednostek się powtarza, każdy chce mieć "swoją" treść bo przecież na treści się zarabia. Fakt, ale przy okazji robi się burdel i żaden katalog nie jest kompletny,
5) brak jest systemu reputacji i tożsamości, co sprawia, że znalezione w sieci recenzje, polecenia, opinie są bardzo prawdopodobnie pisane "na zamówienie" a przynajmniej takie panuje powszechnie przekonanie i podejrzenie.
6) ... (czekam na komentarze)
Książki informatyczne - mój zbiór i opinie
Od dawna zbieram się do napisania paru słów o książkach informatycznych, które posiadam. Ponieważ na długie recenzje mnie czasowo nie stać, postanowiłem, że zamiast tego umieszczę tu po kilka zdań na temat tych kilku, które przeczytałem i polecam. Niektóre linki do książek zawierają kod partnerski z http://pp.helion.pl.
Wpis będzie sukcesywnie rozszerzany o kolejne pozycje.
Czego mi brakuje po utracie HTC G1?
Etapy mojej znajomości z HTC G1 były dość typowe, może z wyjątkiem ostatniego. Najpierw naćpałem się informacji technicznych i uroiłem sobie, że muszę go mieć. Potem kupiłem i opiewałem jego zalety tu i ówdzie. Następnie przyszło lekkie ostudzenie miłości kiedy aparacik zaczął "żyć własnym życiem", czyli resetować się co kilka-, kilkanaście-, kilkadziesiąt godzin (w zależności od fazy księżyca, aktywności słońca i cen w Tesco).
Za to dziś, kiedy minęły 3 tygodnie od jego utraty, mogę szczerze powiedzieć: kupił bym sobie jeszcze raz telefon z Androidem. Może niekoniecznie G1, ale i nim bym nie pogardził. Dlaczego? Najprościej chyba opisać czego mi brakuje po przymusowym downgrade słuchawki.
Znam już tytuł, okładkę i cenę swojej książki :)
Jakiś czas temu na stronach wydawnictwa Helion pojawiła się szersza notka o mojej książce. Roboczy tytuł zastąpiono, zaprezentowano okładkę (kolor się zgadza, ale trochę słabo wyeksponowane logo to moim zdaniem błąd), ilość stron (kilku zabrakło do okrągłych 500) oraz, uwaga, cenę! 70zł za 500 stron o Drupalu - jak oceniacie ten poziom cenowy? Mi wydaje się dość sensowny, sam niejednokrotnie kupowałem droższe książki z Helion'u i niemal każda warta była wydanych na nią pieniędzy :).
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- 10
- 11
- 12
- 13
- …
- następna ›
- ostatnia »
Ostatnie odpowiedzi