co u nas?

24
mrz.
2014
palikowski

On demand mode on

Jakieś pół roku temu pozbyliśmy się z domu telewizora i kablówki, a wcześniej jeszcze wdrożyliśmy w domu ścisłą politykę "zero pirackich plików na dysku, zero nielegalnych czy szemranych witryn". Wyniki "eksperymentu" są ciekawe i właśnie znalazłem chwilę czasu aby się podzielić spostrzeżeniami.

Zmiany spowodowały, że zacząłem szukać legalnych źródeł taniej bądź darmowej rozrywki. Znalazłem aż nadto, a wszystkie charakteryzują się jednym jakże ważnym wyróżnikiem - sami decydujemy co i kiedy "konsumujemy". Niby błahostka, ale tak naprawdę to duża zmiana i obecnie nie wyobrażam sobie powrotu do poprzedniej rzeczywistości.

Jak więc wygląda nasza dieta kulturalna?

Książki i gazety

Najpierw okazało się, że znowu mamy czas na czytanie. Pobliska biblioteka oraz okazjonalne wyprzedaże w internecie zapewniają nam więcej lektury niż dajemy radę przerobić. Czytnik e-booków nie sprawdził się w domu, ale liczę, że na wakacjach pokaże przewagę nad kilogramem makulatury. Póki co leży i się kurzy.

Audiobooki

Dojeżdżając do pracy mam w sumie godzinę dziennie na audiobooki, które sprawdzają się wyśmienicie. Przesłuchałem sprezentowany mi "Czy androidy marzą o elektrycznych owcach", "Gottland" i zacząłem "Narrenturm", w międzyczasie racząc się jeszcze darmowymi fragmentami "Jobsa", "Niezwyciężonego" i paru innych. Bardzo fajna rzecz, szczególnie produkcje z aktorami są wyjątkowo wciągające i działają na wyobraźnię. Co więcej, ostatnio polskie audiobooki zaczęły pojawiać się (wybiórczo i nie wiem czy na stałe) w serwisach pokroju Deezer i Spotify.

Deezer (czy też Spotify, WIMP, ...)

02
wrz.
2013
palikowski

Lawina zmian

Ostatnie miesiące to naprawdę sporo zmian w naszym codziennym życiu. Podsumujmy:
1) w lutym urodziła się nam Zosia*, w związku z czym,
2) zmieniliśmy auto Magdy na nieco przestronniejsze, a przy okazji,
3) wymieniłem drugą (pierwszą?) gitarę na małe combo basowe, które będę podłączał do drugiej gitary, robiąc pewnie hałas, ale za to
4) sprzedaliśmy konsolę, a co więcej
5) niemal za bezcen pozbyliśmy się telewizora, a skoro tak to
6) zerwaliśmy umowę na telewizję z Vectrą.

To jednak nie wszystko. Emilka chyba na fali tych zmian też postanowiła zafundować sobie i nam małą woltę i w ciągu jednego miesiąca:
1) Nauczyła się pływać (tzn. utrzymuje się na wodzie i nawet z punktu A do B czasem się ruchem topielco-piesko-żabki przemieści)
2) znienacka zaczęła jeździć na rowerze (tu naprawdę skok jakościowy jest ogromny)
3) stwierdziła (pod koniec sierpnia!), że kolejny rok w przedszkolu to przesada i właściwie to może by już poszła do szkoły?

Zatem po uzyskaniu potwierdzenia przyjęcia do szkoły (w poprzednią środę :P), ruszyliśmy po wyprawkę, książki itd. Jest teraz oficjalnie pierwszoklasistką w SP9 w Legnicy, czyli dokładnie tam gdzie chcieliśmy ją umieścić jak się w końcu zdecyduje.

Sporo tych zmian, ale chyba wszystkie na lepsze, tak przynajmniej sądzimy

* - właśnie uświadomiłem sobie, że, o zgrozo, nigdzie na blogu nie ma wpisu o Zosi. Jak podrośnie i się zorientuje to może jej się zrobić przykro, więc zaraz użyję magii i osobny wpis jej poświęcony pojawi się z datą wsteczną (co za epicka wtopa). Oto i link do wpisu z przeszłości!

12
lt.
2013
palikowski

Zosia!

Jakoś tyle ostatnio się dzieje, że blog, chcąc nie chcąc, zepchnięty został do drugiej dziesiątki "rzeczy które może i mógłbyś ruszyć, ale sam dobrze wiesz, że to nierealne bo właśnie padasz na pysk i jedyne na co masz siłę to generowanie śliny podczas gapienia się w kolejny blok reklamowy puszczany między ramówką wypełnioną po brzegi ulokowanymi nieźle produktami".

Otóż no more moi kochani albowiem właśnie dziś z naszego domu znikła telewizja. Ale o tym w osobnym wpisie, bo ten poświęcony miał być Zosi!

Zosia urodziła się w lutym tego roku i jak łątwo policzyć ma już pół roku! Dopiero teraz dorobiła się wpisu na blogu, co jest świadectwem tego jak człowiekowi drugi bobas w domu i zbyt częste nadgodziny w pracy są w stanie namieszać w głowie. Nawet dzieckiem się nie pochwali.

Jedyne co mogę zrobić to przeprosić, obiecać poprawę i wstawić w ten post nieprawdziwą datę publikacji, aby choć symbolicznie naprawić swój błąd.

Tymczasem dzięki temu, że minęło pół roku, mogę zafundować Wam nieco lepszy ogląd sytuacji i pokazać Zosię na więcej niż jednym zdjęciu. Umówmy się, że będzie ich sześć, tyle ile miesięcy już ma. Gotowi?

07
li.
2012
palikowski

Taki mały wypadzik a ile radości

Czasem człowiek jest tak zajechany, że tygodniami nie potrafi wybrnąć z mieszanki niewyspania, przepracowania, zapychania się śmieciowym żarciem i opijania kawą. Ale kiedy dowie się, że kochana żona zarezerwowała potajemnie dla całej rodzinki nocleg w Szklarskiej i że wyjazd już jutro, to jest tak zaskoczony, że cieszy się jak dziecko (a przy okazji jego dziecko też cieszy się jak dziecko). No a jeśli jeszcze jesienna pogoda okaże się najlepsza od 10 lat to można zaliczyć najlepszy weekend jaki tylko można sobie wymarzyć. Tak właśnie było, co widać na materiale dowodowym w postaci zdjęć - https://plus.google.com/...

24
wrz.
2012
palikowski

Zosia!?

Poprzedni post i dywagacje na temat fajnego imienia dla chłopaka można uznać za niebyłe. Na kolejnej wizycie nasze przyszłe maleństwo wykonało zwrot o 180 stopni i postanowiło zostać Zosią. W sumie to o wiele lepiej bo dla Zosi imię już od dawna mamy. Trzymajcie kciuki za kolejne wizyty, może to będą bliźniaki?

17
sie.
2012
palikowski

Leon?!

Już za chwileczkę, już za momencik Emilce przybędzie brat lub siostra. Na razie lekarze nie są jeszcze pewni, ale podobno ma być do kompletu braciszek. Kodowa nazwa "Leon" bo nie mamy pomysłu na imię. Może jakieś sugestie?

Aha, zapomniałbym, bocian ma przylecieć w lutym 2013.

19
lt.
2012
palikowski

Pięciolecie

Zleciało migusiem, tyle wam powiem. Emilka ma już pięć lat i naprawdę nie wiem kiedy to się stało.

Obchody zaczęliśmy już 17 lutego - podwieczorek w towarzystwie młodego ciocio-wujostwa i pierwsze dmuchanie świeczki i prezenty. Sobotni ranek to kolejny prezent a najlepsze było to, że cały dzień był tylko dla nas, włącznie z wyprawą do kina i składaniem nowych klocków. Niedziela upłynęła pod znakiem przygotowań do największej imprezy - z tortem i całą zgrają znamienitych gości. Tylu naraz jeszcze nasze mieszkanie nie mieściło.

Teraz zakatarzone dziewczyny dogorywają na kanapie a tato dopełnia kronikarskich obowiązków. Megapozytywny weekend :).

Aha, fotki tu: https://picasaweb.google...

10
paź.
2011
palikowski

Hobbit, Narnia, Madika, Mikołajek...

Zapadała noc a Mała Dziewczynka była tak zmęczona, że groziło to poważną aferą. Bajki do snu czytać nie chcę, kołysanek mam dość i dajcie mi wszyscy święty spokój ja chcę do mamy. Mama akurat była nieosiągalna więc zrobiłem to co zawsze działa najlepiej - użyłem zaskoczenia i znienacka zapytałem "A chciałabyś posłuchać bajkę o Hobbicie?".

Zapadła cisza. Mała Dziewczynka spojrzała nieufnie węsząc jakiś podstęp, a potem niepewnie spytała "... o kim?". Wiedziałem że mam ją w garści. Zaciekawienie dziecka jest połową sukcesu do przerwania spirali fochów, nerwów i rozdrażnienia, w jaką moja córka wpada niemal co wieczór, jeśli się porządnie nie wyśpi i jest zmęczona.

- Hobbit, to taki mały człowieczek z włochatymi stopkami, mieszkający w norce pod ziemią. Ale nie w takiej jak królik ale w norce z wszelkimi wygodami, spiżarnią, kominkiem i wygodnym łóżkiem - rozpocząłem opowieść, bo nie ma nic gorszego niż stracić przewagę wynikającą z zaskoczenia.

- I co on robi, ten... Hobit? - spytała Emilka. I tak to się zaczęło. Kolejne 3 wieczory upłynęły na opowiadaniu o losach Bilbo Bagginsa.

Szybko zrozumiałem, że opowiadanie z pamięci doprowadzi do wielu rozbieżności z tym co jest zapisane w książce, a tego bym nie chciał. Zupełnie przypadkiem udało mi się kupić w empiku tanie kieszonkowe wydanie Hobbita (z pięknymi ilustracjami!) i zaczęliśmy czytać od początku. Okazało się przy okazji, że moja pamięć jest dziurawa jak szwajcarski ser, ale trudno.

Hobbit, książka bądź co bądź niekrótka, nielekka i nie tak kolorowa jak bajki czytane wcześniej, doszczętnie pochłonął Emilkę. W kilkanaście wieczorów (plus kilka sesji na plaży w Turcji) skończyliśmy czytać całą historię i tylko jedno przemilczałem na sam koniec - śmierć Kiliego i Filiego. Byli to jej ulubieni bohaterowie i w połowie opowieści zaczęła kazać na siebie mówić "Kili". Nie mogłem jej tego zrobić. Dla czteroipółlatki śmierć Thorina była wystarczającym wstrząsem.

06
wrz.
2011
palikowski

Za każdym rogiem czai się Turek

Najpierw coś dla wzrokowców - galeria zdjęć z naszych wakacji w Turcji w przesympatycznej miejscowości Yalikavak.

A teraz do rzeczy. Jechałem na te wakacje z dusza na ramieniu...

Pamiętacie ten wers z "Berlina Zachodniego" BigCyc'a? Ja pamiętałem i tak mi się jakoś zakodowało, że Turcy to nacja co budząca niepokój, może nawet groźna. W końcu to inna kultura, religia, cały ten ich fanatyzm, ramadan, muezin - słowa, które groźnie brzmią i w ogóle. W dodatku Niemcy na nich narzekają ("Wszędzie pełno turasów" mówi pogardliwie moja ciotka), a Niemcy bądź co bądź mają doświadczenie w wynajdowaniu niewygodnych dla reszty świata narodowości. Sam wreszcie pamiętam jak byłem w strachu idąc późną porą przez turecką dzielnicę w Berlinie.

Na szczęście po przylocie do Turcji nie byłem odosobniony w obawach. Jakaś pani zapytała po przylocie rezydenta "czy tam można bezpiecznie pospacerować po miasteczku?", na co rezydent (zapewne opłacany przez lokalnych zbirów) mało nie zakrztusił się kanapką ze śmiechu i odparł że jest bezpieczniej niż nad polskim morzem.

Na szczęście dane mi było ostatnio znacząco zmniejszyć mój niepokój i ksenofobię, wybraliśmy się bowiem do Turcji na wakacje i... nie spotkało nas nic złego! Przeciwnie, każdy napotkany tubylec był uprzejmy, uśmiechnięty, pomocny. Życie toczyło się zupełnie podobnie do Chorwacji, widoki niemal identyczne (trochę więcej zieleni), ludzie tak samo przyjaźni (choć nie da się nic zrozumieć z tego co mówią) a ceny jakby niższe. W dodatku nieco zaskoczeni bylismy tym, że Turcy to niesamowicie pracowici i porządnie (z niemiecką solidnością) wykonujący niewdzięczną robotę gospodarzy. Uwijali się wszyscy i pilnowali żeby interes się kręcił.

18
lp.
2011
palikowski

Mały wypad do Szklarskiej Poręby

W przedostatni weekend odwiedziliśmy Hanię, Olę, Gabrysię i Macieja w ich tymczasowym miejscu zamieszkania, czyli Szklarskiej Porębie. Zjedliśmy obiad na stołówce sanatoryjnej, pospacerowaliśmy po okolicy, obejrzeliśmy mecz szachowy w parku. Przede wszystkim jednak zjechaliśmy 3 razy na kolejce grawitacyjnej. Emilka była wniebowzięta :).

Subskrybuj zawartość