internet

03
li.
2010
palikowski

Zanim wyśmiejesz Farmville...

Wczorajsza informacja o kobiecie, która zabiła swoje dziecko bo przeszkadzało jej w graniu w Farmville wywołała zapewne wiele dyskusji o głupocie wymienionej gry, podobnych casuali i samego Facebooka.

Oczywiście durni są ludzie a nie sama gra czy jakaś firma, dowodem na to niech będzie jeden niepozorny akapit z tego doniesienia o początku współpracy Electronic Arts z Facebook:

To kolejny etap walki Electronic Arts o facebookowego gracza. Firma trochę przespała boom na gry tworzone specjalnie dla serwisów społecznościowych. Ostatnio na głowę giganta wylano kolejny kubeł zimnej wody, gdy okazało się, że startup Zynga (producent takich gier na Facebooka jak „FarmVille” i „Mafia Wars”) prześcignął legendarną firmę pod względem wartości rynkowej.

W pale się nie mieści - tylko siadać i robić gry na FB...

27
paź.
2010
palikowski

Content is Dead, Long live Spam!

Mi to jak się coś ubzdura... szkoda gadać, ale co tam, opowiem. Otóż doszedłem do wniosku, że mit "Content is King" to... mit. Specjaliści od "White Hat Seo" proponują tworzenie stron zawierających przydatną i unikalną treść, ale właściwie to wcale nie jest na rękę Google. Megakoncern powinien promować precle, spam na stronach a najlepiej gdyby większość stron nie zawierała nic ciekawego i przydatnego.

Skąd ten wniosek? Otóż, internauta odwiedzając ciekawą witrynę spędzi na niej całe popołudnie, przeklika kilkadziesiąt superfajnych artykułów, może zapisze się na forum, skomentuje to i owo, nażre się tego contentu i na koniec kliknie w reklamę albo i nie. Pięć eurocentów powędruje do admina strony, pięć do Google, wielkie mi ajwaj.

A co jeśli ten sam użytkownik będzie szukał dla siebie ciekawej treści, posiłku intelektualnego, przekąski tekstowej - przez kilkanaście minut bezskutecznie? Trafi na wszelkiego rodzaju precle, sztucznie wypozycjonowane strony czy automatycznie generowane serwisy zawierające losowo dobrane słowa kluczowe, zgodnie z przepisem na "idealne google food"?

Taki użytkownik już podczas szukania kliknie w kilka reklam, bo zaciekawią go linki kontekstowe, będzie miał nadzieję na coś wartościowego (w końcu ktoś zapłacił za promowanie danego serwisu!). Jeśli nic nie znajdzie za pierwszym razem to kliknie w kolejne reklamy. Zarobek dla wydawcy (spammera) i Google gwarantowany.

Co więcej - user zapamięta sobie jak pies Pawłowa - "reklamy prowadzą do bardziej wartościowych witryn, a wyszukiwarka prowadzi do spamu!". Może nie od razu, ale prędzej czy później nawyk wejdzie w krew. Docelowo Google w wynikach wyszukiwania będzie pokazywał 2 listy:

a) treść niepewna i mało wiarygodna,
b) reklamy stron, na których jest treść której szukasz - pewne bo opłacone.

04
paź.
2010
palikowski

Boom na sieciowe społeczności ... i co dalej?

Tak mi się nasunęło ostatnio, że rozrywkowe serwisy społecznościowe prędzej czy później każdemu się znudzą. Skąd taka myśl? Wydaje mi się, że aktywność na wszystkich fotkach, blipach, twitterach, naszych klasach, fejsbukach, majspejsach ma pewną wadę - nie daje spodziewanych rezultatów.

Zapisując się do serwisu tego typu mamy pewne oczekiwania. Sporo osób liczy na to, że dzieląc się z innymi internautami swoimi codziennymi przeżyciami (w formie tekstu, video czy fotek) otrzyma odzew stosowny do wysyłanego komunikatu. Zatem jeśli się cieszymy chcemy żeby inni cieszyli się naszym szczęściem. Jeśli nas boli to oczekujemy przytulenia i poklepania po ramieniu. Jeśli pojechaliśmy na wakacje do Egiptu - wyrazów uznania albo chociaż zainteresowania jak tam było i co zobaczyliśmy.

Natomiast nasze sprawy są dla innych ludzi w 90% nieważne. Oni mają swoje - niemal identyczne - przeżycia, wspomnienia, przemyślenia (takie jak ta notka na blogu), codzienne porażki i sukcesy. I właśnie ich sprawy są dla nich ważniejsze, o nich chcą rozmawiać, po to w końcu zapisali się na tego facebooka czy nk.

Rezultatem takiej sytuacji jest rozczarowanie tym jak płytkie są internetowe relacje. Owszem, zdarza się, że ktoś coś napisze na Twoim profilu, skomentuje Twój post, ale są to zwykle mało osobiste, szablonowe wypowiedzi, napisane raczej z grzeczności. Takie reakcje nie dają nawet odrobiny poczucia bliskości, więzi, zaangażowania. Dużo większy efekt uzyskamy rozmawiając przez GG czy korespondując mailem.

21
wrz.
2010
palikowski

Internet jest do bani bo...

No i tu czekam na Wasze komentarze... albo niech będzie, ja zacznę:

1) uzależnia (to akurat najmniejsza wada, lepszy net od kokainy albo wódy),
2) zbierane z mozołem linki do ciekawych stron (poradników, tutoriali, wątków na forum) prowadzą donikąd kiedy się ich najbardziej potrzebuje - bo serwer się zmienił, bo autor zmienił adresowanie strony, bo serwis zakończył działalność. To samo tyczy się sytuacji kiedy zajdziemy ciekawy wpis, w którym jest link do jeszcze ciekawszej treści - niestety takiej, która już dawno znikła z Sieci,
3) strony nie są kategoryzowane, zesłownikowane, a relacje między nimi (hiperłącza) nie są nazwane (w sensie są to relacje bezosobowe, bez typów). Oczywiście jest na horyzoncie RDF i podobne systemy, ale czy to się uda? Póki co mamy bazę danych z jednym wielkim polem tekstowym :).
4) treść się powtarza - katalogi stron, firm, instytucji, dokumentów, książek - praca wielu firm i jednostek się powtarza, każdy chce mieć "swoją" treść bo przecież na treści się zarabia. Fakt, ale przy okazji robi się burdel i żaden katalog nie jest kompletny,
5) brak jest systemu reputacji i tożsamości, co sprawia, że znalezione w sieci recenzje, polecenia, opinie są bardzo prawdopodobnie pisane "na zamówienie" a przynajmniej takie panuje powszechnie przekonanie i podejrzenie.
6) ... (czekam na komentarze)

17
wrz.
2010
palikowski

Książki informatyczne - mój zbiór i opinie

Od dawna zbieram się do napisania paru słów o książkach informatycznych, które posiadam. Ponieważ na długie recenzje mnie czasowo nie stać, postanowiłem, że zamiast tego umieszczę tu po kilka zdań na temat tych kilku, które przeczytałem i polecam. Niektóre linki do książek zawierają kod partnerski z http://pp.helion.pl.

Wpis będzie sukcesywnie rozszerzany o kolejne pozycje.

15
wrz.
2010
palikowski

Oprogramowanie przyjazne środowisku?!

Przeczytałem niedawno ciekawy wpis na blogu Engineered Web i nieskromnie powiem, że sam od dawna się zastanawiałem ile prądu tracimy na Ziemi używając nieoptymalnego kodu. Doświadczenie (zarówno z obszaru budowy stron www ale też pisania programów, czy poprawiania kodu po kimś) nauczyło mnie, że wiele systemów da się zoptymalizować, przyspieszyć, poprawić ich wydajność.

Często wygląda to tak, że system, pisany na zamówienie z konkretnym budżetem, robi to co trzeba, ale nie grzeszy szybkością działania. Kiedy do kodu, konfiguracji środowiska bądź algorytmów działania usiądzie człowiek nastawiony nie na zysk, ale na "piękno" rozwiązania (czy kod może być piękny? dlaczego nie!) wtedy często gęsto, nie pracując pod presją czasu i budżetów, wyciśnie z niego 2, 3 albo i 5 razy więcej.

Przykład z życia? Jeden z systemów, którymi zajmuję się w pracy co noc, od pięciu lat, wykonywał import danych. Rozwiązanie było zamknięte, napisane na zamówienie. W końcu, zmuszeni innymi czynnikami podjęliśmy decyzję o jego napisaniu od zera. Podczas pisania zdecydowaliśmy usunąć część danych, która de facto nigdy nikomu do niczego nie była potrzebna. Efekt? Zamiast 3,5 godziny pracy serwera zajmuje to obecnie 30 minut.

Inny przykład? Zainstalowanie akceleratora PHP do witryny z np. Drupalem może dać kilkukrotne przyspieszenie pracy witryny, a więc nie jest to nawet robota dla programisty a dla admina serwera!

15
wrz.
2010
palikowski

Żeglarze Internetu

Mam wrażenie, że większość moich znajomych patrzy na mnie z pewnym politowaniem, szczególnie jeśli jeszcze korzystają z sieci i widzą, że prowadzę aktywne "życie" - mam bloga, kilka stron www, Blipuję, Facebookuję, Goldenline'uję, zamieszczam fotki na Picasa, itd.

Dlaczego z politowaniem, albo rozbawieniem? Mogę się domyślać, że po prostu nie uważają Internetu za "poważne" medium czy za pełnoprawną przestrzeń społeczną.

Nie raz zastanawiałem się po co mi taka bujna sieciowa aktywność, po co wszędzie się rejestruję, sprawdzam jak co działa, zachęcam innych i tak dalej. Moja standardowa gadka o budowaniu fachowego wizerunku, swoistego sieciowego street cred, to tylko część prawdy. Część inna to uzależnienie albo chorobliwa wręcz ciekawość świata, ale to temat na inny artykuł.

Dziś wpadło mi do głowy, że jest jeszcze inny cel i sens takiego intensywnego używania sieci.

15
wrz.
2010
palikowski

Dlaczego informatyka musi się zmienić?

Tekst pochodzi z 2006 roku i nie pamiętam już czy napisałem go pod wpływem (i czego), ani dlaczego nie został opublikowany. Przejrzałem na szybko i niewiele stracił na aktualności - właściwie to mam wrażenie że jest jeszcze prawdziwszy. Informatycy są coraz gorsi, sprzedawcy coraz lepsi, a użytkownicy coraz bardziej, pardon za słowo prawdy, wkurwieni.

Typowe biuro - biurka, komputery, ludzie, poważne biznesowe/urzędowe sprawy. Typowy dzień - masa spraw, telefonów, maili. Typowy informatyk - zabiegany od padu dysku do utraconego folderu i gniotącej papier drukarki.

Znacie te historie - wiecznie coś się psuje w tych komputerach! Ciągle nawalają, czyjaś kilkuletnia praca odchodzi w binarny niebyt, a czas reakcji obsługi technicznej ciągnie się w nieskończoność.

Czy przypadkiem informatycy nie przesadzili z wychwalaniem pod niebiosa nowych technologii? Może wypadałoby najpierw je lepiej zaprojektować, dokładniej sprawdzić i przetestować, zanim damy je do ręki użytkownikowi nie mającemu dyplomu magistra z informatyki?

24
maj
2010
palikowski

Przelewają się literki...

Ostatni pomiar, wykonany wczoraj około 3 w nocy (nad ranem?), wykazał znaczne przekroczenie stanów alarmowych. Najwyraźniej jest bliżej końca niż donoszą media. Osobiście uważam, że został nam najwyżej tydzień, no może dwa.

Tabela prezentuje wyniki:

24
kw.
2010
palik

mp3 wczoraj i dziś

Jakieś 15 lat temu odpaliłem swojego świeżutkiego Windows 95 na mocarnym Pentium 180 ze 128MB RAM i z drżeniem serca wpisałem ppp/ppp w pola użytkownik i hasło połączenia modemowego na numer 0202122.

Ówczesna usługa TP, wdzwaniany dostęp do internetu z każdego telefonu w Polsce, była przez długi czas jedynym sensownym ogólnodostępnym sposobem na dostanie się do zasobów globalnej sieci.

Oszałamiająca prędkość 56kbps na której łączył się modem, pozwoliła mi na ściągnięcie piosenki "Creep" zespołu Radiohead, w formie wav (mp3 nie było wtedy zbyt rozpowszechnione) w niecałą godzinę. Liczyłem impulsy telefoniczne i kosztowała mnie ta piosenka jakieś 5 czy 10 złotych wtedy, nie pamiętam dokładnie.

Dziś przeciętne łącze w domu jest tak szybkie (albo już niedługo będzie), że nie opłaca się wstawać po płytę leżącą na półce. Prościej kliknąć po nią na jedną z setek stron z torrentami i ściągnąć na dysk.

Jeśli ktoś powie, że to żadna rewolucja - niech poczeka następne 15 lat. Zdziwi się.

Subskrybuj zawartość