Żeglarze Internetu
Mam wrażenie, że większość moich znajomych patrzy na mnie z pewnym politowaniem, szczególnie jeśli jeszcze korzystają z sieci i widzą, że prowadzę aktywne "życie" - mam bloga, kilka stron www, Blipuję, Facebookuję, Goldenline'uję, zamieszczam fotki na Picasa, itd.
Dlaczego z politowaniem, albo rozbawieniem? Mogę się domyślać, że po prostu nie uważają Internetu za "poważne" medium czy za pełnoprawną przestrzeń społeczną.
Nie raz zastanawiałem się po co mi taka bujna sieciowa aktywność, po co wszędzie się rejestruję, sprawdzam jak co działa, zachęcam innych i tak dalej. Moja standardowa gadka o budowaniu fachowego wizerunku, swoistego sieciowego street cred, to tylko część prawdy. Część inna to uzależnienie albo chorobliwa wręcz ciekawość świata, ale to temat na inny artykuł.
Dziś wpadło mi do głowy, że jest jeszcze inny cel i sens takiego intensywnego używania sieci.
Najpierw jednak mała dygresja. Uważam, że to co obecnie nazywamy Internetem jest dopiero początkiem czegoś naprawdę wielkiego. Porównując do wynalazku druku jesteśmy na etapie czcionek, pierwszych powielaczy, a może nawet nie. Przed nami jeszcze ogromne kamienie milowe, zarówno nowe sposoby ale też pewne rozwiązania standaryzujące korzystanie z tego medium. Może wywoła to na Waszej twarzy uśmiech, ale myślę, że za 100 lat przeciętny człowiek będzie egzystował zdecydowanie częściej w sieci niż w rzeczywistym świecie. Chodzenie, spotykanie się, zwiedzanie, będzie po prostu zbyt drogie i męczące. Możliwości sieci zwiększą się tak drastycznie, że wielu rzeczy jeszcze nie wymyślono, nie zaprojektowano. Adaptacja, dopasowywanie się ludzi do nowych sposobów interakcji, budowanie intuicyjnych interfejsów potrwa wiele lat.
Tu właśnie wracamy do meritum - wytłumaczeniem mojego sieciowego uzależnienia niech będzie chęć uczestnictwa w odkrywaniu i wymyślaniu tego oceanu możliwości. Chęć pomocy w budowaniu lepszego świata. Wierzę, że każdy użytkownik sieci jakoś pomaga, jest testerem, królikiem doświadczalnym. Robi to czasem świadomie - poprzez dyskusje o tym co mu się na danej stronie nie podoba, poprzez głosowanie nogami i pieniędzmi, korzystanie z tych a nie innych usług, opowiadanie znajomym o dobrych serwisach. Każdy nasz krok śledzą systemy zbierające statystyki ruchu sieciowego, kliknięć, wejść, wyszukiwania i w ten sposób (mniej świadomie) dostarczamy danych do analizy, na podstawie której projektuje się jeszcze lepsze strony i rozwiązania.
Jesteśmy więc wielkim komputerem, organizmem, którego komórki wykonują cykl budowania, testowania, niszczenia i poprawiania Internetu. Zupełnie jak cała ludzkość od zarania dziejów rozwija się w różnych innych dziedzinach, tylko że Internet pozwala na niewyobrażalnie szybsze i precyzyjniejsze sprzężenie zwrotne, zatem jego rozwój przepowiedziałbym na niespotykanie szybki. Może nawet na pewnym etapie osiągniemy (bądź raczej dopadnie naszą rasę) osobliwość?

heh Czytam to co napisałeś i
heh Czytam to co napisałeś i po części poczułem się jak ja sam bym to napisał. :) Mam podobne przemyślenia... i podobne wrażenie co do tego jak moi znajomi postrzegają moją aktywność w sieci...
No ale cóż... Już tak skonstruowany jest cały program społeczny który nas warunkuje, że jeśli robimy coś innego niż większość to czujemy się z Tym nieco nieswojo, dziwnie...
Pozdrawiam.
Nowy sposób życia za sto lat,
Nowy sposób życia za sto lat, bardzo realne. To, że każdy się do tego przyczynia, naturalne i zbawienne. Tylko, czy to będzie lepszy świat?
najpierw zdefiniuj co
najpierw zdefiniuj co rozumiesz pod pojęciem lepszy świat :)
Powiedzmy, że świat w którym
Powiedzmy, że świat w którym żyje się lepiej, bardziej po ludzku. Nie mówię od razu "zburzyć miasta, przekuć PCty na pługi", tylko jednak jestem jeszcze na tyle tradycyjny, że życie w internecie jest dla mnie nienaturalne. Wyjść na spacer, zobaczyć coś na własne oczy, nie przez google street view, posłuchać muzyki w filharmonii nie w mp3. Lepsze życie dla mnie, to życie którego historię mogę opowiedzieć wnukom, a nie wysłać im linka :D