16
lt.
2009
palikowski

Łyżwy po raz pierwszy w życiu

[img_assist|nid=1226|title=Łyżwy|desc=|link=popup|align=left|width=86|height=140] Do 14.02.2009 byłem łyżwiarskim prawiczkiem, ale nawet 31-letni facet musi raz na jakiś czas czegoś nowego spróbować, zatem spróbowałem. Magda, sama jeszcze niedawno łyżwiarska dziewica, próbowała po raz drugi. Obyło się bez zwichnięć, potłuczeń, wstrząsu mózgu. Emilka też trochę pośmigała, asekurowana przez zawodowego łyżwiarza Tomasza B.

Gdyby ktoś się pytał - super sprawa. Lodowisko w lubińskim OSiR również bardzo przyjemne, a całorodzinna zabawa na 45 minut kosztowała nas jakieś 27 czy 30 pln.

Co najlepsze, od kuśtykania przy bandzie, do w miarę pewnego kuśtykanio-ślizgania się po lodzie, w tym omijania kuśtykających czy plotkujących przy bandzie, dzieli jakieś 10 minut prób. W skrócie - naprawdę nie jest trudno zacząć jeździć! Pełne zaskoczenie :).

07
st.
2009
palikowski

święta święta i po studiach

Nastudiowałem się, że hej. Po brawurowym końcu roku przyszedł czas świąt i zrozumiałem, że posiadanie dyplomu magistra jest fajne, ale:

1. To niezbyt fajne przez najbliższe 1,5 roku wybierać czy wracając do domu: a) odwracam się tyłkiem do rodziny i studiuję, b) jestem mężem i ojcem do momentu położenia Emilki spać, a potem siadam do studiów, zasypiając nad laptopem około północy i po 5 godzinach snu jadę do pracy z zapałkami w oczach.

2. Chyba już jestem za stary żeby w ciągu 2 tygodni: napisać sklep internetowy, wyprodukować kilka stron (sensownej) strategii informatyzacji fikcyjnej firmy, zrobić kilka upierdliwych zadań z baz danych (nad samymi zadaniami z baz siedziałem bite 3 wieczory), napisać 'prostą aplikację oferującą funkcje jednego z modułów erp', namalować w 3dmax lokomotywę, zrobić diagramy UML do jakiegoś systemu, wykonać parę plików z użyciem XML i jego przeróżnych rozszerzeń i napisć w PHP grę kółko i krzyżyk.

Może nieco wyolbrzymiam, może nastąpiło spiętrzenie akurat w te dwa tygodnie o których piszę, może dało się to jakoś rozłożyć, oddać zadania później kosztem obniżenia ocen, ale de facto takie mniej więcej jest tempo studiowania na PUW. Nie wspomnę obowiązkowej aktywności na forach dyskusyjnych poszczególnych przedmiotów, gdzie często pojawiają się zadania dodatkowe :). O ile jest się ekspertem we wszystkich tych dziedzinach, to super, ale w innym wypadku trzeba jeszcze przeczytać wszystkie materiały, których co 2 tygodnie jest około 150 stron.

Tak to w skrócie wygląda. Wolę studiować z żoną jak rozwija się nasza córka, a po położeniu jej spać oglądnąć jakiś film, wypić herbatę i popisać tego czy innego bloga :).

PS. Powyższe nie znaczy, że to moje ostatnie studenckie słowo. Warto było spróbować i trochę żal przerywać kiedy część przedmiotów była zaliczona a część na najlepszej drodze. Może kiedyś wrócę do tematu jak będę miał nieco mniej napięty terminarz codzienny.

04
st.
2009
palikowski

Taksówkarz

Wstydliwa biała plama na liście obejrzanych filmów w końcu wywabiona. Obejrzałem "Taksówkarza" i już rozumiem dlaczego tyle osób go poleca. Obraz nakręcony ponad 30 lat temu zamiast trącić myszką jeszcze zyskał na aktualności.

Święta, Nowy Rok, długie weekendy - wszystko to pomaga odrabiać różne zaległości. Można przykładowo napisać odkładane w nieskończoność zadania na studia, ale pokusa wieczoru spędzonego w dobrym towarzystwie, przy trunkach, zakąskach i ciekawym filmie była zbyt silna.

Film ten znany jest szczególnie z kilku końcowych kadrów, gdzie De Niro paraduje cały zakrwawiony, z irokezem... no ale to kadry końcowe, więc nie napiszę więcej o nich. Szczególnie że o wiele ciekawsze jest pierwsze 3/4 filmu, czyli historia która kończy się tak dramatycznie.

Cała akcja skupia się na głównym bohaterze, który z początku wydaje się dosyć zwyczajnym, zmęczonym życiem facetem. Podejmuje pracę jako taksówkarz i całymi nocami wozi klientów. Jeździ tam gdzie inni nie zaglądają - Brooklyn, Bronx, Harlem.

Dość szybko okaże się, że Travis Bickle nie zamierza biernie obserwować jak jego miasto zalewa fala ludzkiego śmiecia. Były żołnierz marines nie radzi sobie z traumą po wojnie a miejska dżungla okazuje się równie nieprzyjemna jak ta w Wietnamie. Postanawia oczyścić miasto z brudu.

Obraz skupia się na pokazaniu jak główny bohater przekracza kolejne drzwi wiodące do szaleństwa, jak przygotowuje się do 'misji', pogrążając się w psychozie i osamotnieniu.

Film wywarł na mnie spore wrażenie. Świat w nim pokazany wcale się nie zestarzał, można by nawet powiedzieć, że to co 30 lat temu było wynaturzeniem i szokiem dziś jest normą - widzimy ją za oknem, w wiadomościach, gazetach. Obraz ma w sobie to ulotne coś - nie wiem czy to zasługa świetnej roli Roberta de Niro, nocnych zdjęć Nowego Jorku, niesamowitej muzyki czy przykuwającej do ekranu fabuły. Czułem się jak na seansie filmu z pogranicza Pulp Fiction i onirycznych wizji Davida Lyncha.

Rzadko piszę tyle o filmie - wolę je oglądać niż recenzować, ale ten naprawdę gorąco polecam.

03
st.
2009
palikowski

Kung Fu Panda

W zalewie disneyowsko-pixarowskiej przeciętności Kung Fu Panda jest na tak wysokim poziomie, że z przyjemnością wrzucę tę płytkę po raz drugi do odtwarzacza.

Bycie ojcem ma wiele dobrych stron, jedną z nich jest odrobienie zaległości z bajek. Króla Lwa nadal nie obejrzałem, ale mam już 'na półce' i wkrótce żona przestanie się ze mnie śmiać z tego powodu. Nieco przypadkowo obejrzałem za to Kung Fu Pandę.

Od początku zaskakuje jakość animacji i styl - przechodzący płynnie od mangowego, płaskiego do scenerii w pełni trójwymiarowej i perfekcyjnie dopracowanej. Każdy szczegół, ruch, mimika, detal jest dopieszczony jak rzadko. Coś takiego możemy spotkać naprawdę w nielicznych produkcjach, osobiście ostatnio widziałem taki poziom w Ghost In The Shell 2.

Fabuła jest śmieszna, wciągająca, nie nazbyt moralizatorska, ale też nie głupia i pusta. Polecam serdecznie, dla dużych i małych dzieci.

02
st.
2009
palikowski

Tracę Ciepło

od autora: tekst pisałem jakiś rok temu i dziś go odnalazłem

Orbitowski napisał książkę totalną.

Przynajmniej tak nas przekonuje tylna okładka oraz opasłość 480 stronicowej powieści. Rzeczywiście wygląda nieźle na półce.

Orbitowski dowiódł mi już, że potrafi napisać dobre opowiadanie, wciągnąć w swoje barkero-gaimano-carollowskie mgliste światy, wywołać dreszczyk niepokoju i smakowite poczucie przeczytania kawałeczka nieco lepszej niż przeciętna literatury gatunku horror.

Tym razem opisuje losy dwóch bohaterów widzących 'nieco' więcej niż przeciętny człowiek. Pierwsze spotkanie z inną rzeczywistością nastepuje już w podstawówce i wtedy ich poznajemy. Wspólny koszmar połączy ich życie na zawsze a czytelnik pozna ich drogę od dzieciństwa po dorosłość.

Co więc dostałem od nowej powieści Łukasza O.? Zaskakująco dużo. Dużo miejsc, sytuacji, dobrych dialogów (choć momentami wyjętych jakby z komiksu wilq), barwnych opisów. Mamy nie jedną ale trzy opowieści o dzieciństwie, szkole, dojrzewaniu, przenikaniu się rzeczywistości i świata nadnaturalnego, trudnych decyzjach dręczących każdego człowieka. Jest też sporo straszenia - nadnaturalnymi wizjami, proroctwami, sekciarstwem i wracającymi ze świata umarłych potępieńcami. Wszystko do dość smacznie podane.

Niestety dużo równa się też rozwlekle. Orbitowski lubuje się w dokładnym, szczegółowym roztrząsaniu każdej sceny, rozbieraniu na atomy przeżyć, wyglądu, zapachu, światłocienia i wszystkiego innego. Pod tym względem czyta się trochę trudno, a w większej ilości przyprawia o senność i ból głowy.

Jestem dzieckiem internetu i telewizji - jakkolwiek lubię opasłe książki, to wolę nieco skromniejszą, lub lżej, zgrabniej napisaną narrację - jak u Lema, Zajdla, Dicka czy Bułyczowa. Tak samo jak nie mogę przebrnąć przez grubsze książki Kresa, Dukaja, czy Barkera tak i tu z trudem dotrzymałem danej sobie obietnicy dokończenia powieści w 2007 roku.

Zarzut to czy nie zarzut - na pewno dałoby się zmieścić tę książkę i trzy opowieści jakie nam prezentuje autor, na 100 stronach mniej, bez wielkiej straty. Mogłoby też pomóc dorzucenie jakichś 'szybszych' scen, jakaś odmiana. Z drugiej strony sceny 'dynamiczne' (pościgi, walki) wychodzą autorowi moim zdaniem średnio ze wskazaniem na słabo, więc może rozwlekłość to to tak naprawdę unik w stronę tego co autorowi wychodzi najlepiej?

15
gru.
2008
palikowski

Nie ma nadziei

Sidi z empeczy w moim prawie nowym (ale tuż-tuż po gwarancji) radio samochodowym się popsuło i z lenistwa założyłem, że przecież słuchanie stacji radiowych zapewni mi poszerzenie horyzontów muzycznych i wiedzy o codzienności Polski, więc nie ma co wydawać kasy na naprawę.

Od paru miesięcy słucham więc Trójki lub Polskiego Radio Wrocław, bo to jedyne stacje jakie nie serwują bez przerwy utworów z aktualnie promowanej oferty 'mejdżorsów', jak dla mnie papki muzycznej z zachodu lub rodzimej produkcji (zresztą na jedno wychodzi, nasi wykonawcy i tak odgapiają ile wlezie od tych bogatszych kolegów bo sami chcą być bogatsi).

Czasem jednak na obydwu stacjach lecą reklamy lub wiadomości, staram się znaleźć coś czego da się posłuchać na radio Złote Przeboje, RMFFM czy Eska, choć na dwóch ostatnich ustrzelić coś słuchalnego to jak trafić piątkę w totka.

Pomijając, że ktoś sprytnie to wymyślił, że jak lecą wiadomości (a lecą co 30 minut), to już wszędzie, może poza Radio Maryja. Pozostaje mi albo słuchać o kwiecie naszej inteligencji politycznej (mamy 21 wiek i spełniły się sny o sztucznej inteligencji), modlić się lub wsłuchiwać w szum asfaltu pod kołami.

10 minut szumu asfaltu co pół godziny działa nawet kojąco, ale wtedy zaczynam myśleć o pracy, szkole, niedotrzymanych obietnicach rodzinnych i towarzyskich, zapomnianej wymianie oleju, odkładanym malowaniu domu, a nie o to chodzi.

No ale wiadomości czasem da się posłuchać, gorzej jak wciśnięcie pięciu pierwszych guziczków skutkuje atakiem przekazu reklamowego, a szósty guziczek kryje pod sobą sekciarski pseudoreligijny program dla miłośników Jedynej Słusznej rasy, wiary, narodowości czy czego tam.

Tak właśnie coraz częściej się dzieje. Reklama na każdej stacji. Mam chyba jakieś uczulenie na reklamę, bo skoro wszędzie jej tyle, to znaczy że jest popyt na reklamę u radiosłuchaczy (teleoglądaczy, intersurfaczy, gazetoczytaczy).

Nie ma siły, muszę naprawić (czytaj kupić nowe, bo przecież w 21 wieku nic się nie naprawia) sidi z empeczy. kolekcja nieprzesłuchanych płyt rośnie a reklamy coraz rzadziej przerywane są muzyką. Nie ma nadziei.

11
li.
2008
palikowski

Świeradów-Zdrój

świeradów-zdrój
Bardzo krótki ale treściwy wypad. Ruszyliśmy około 10 rano, aby około 12.30 dotrzeć do Świeradowa i ruszyć w pogoń spod pensjonatu "Czeszka i Słowaczka". Goniliśmy znajomych, którzy w Świeradowie urzędowali od wczoraj a ruszyli jakieś pół godziny wcześniej na spacer. Po ok. godzince drogi z wywieszonymi jęzorami dopadliśmy ich, a po kolejnym ciężkim podejściu (z wózkiem prawie każde jest ciężkie) dotarliśmy do przytulnego schroniska. Potem szybki spacer 5km w dół i z powrotem do domu. Znajomi zostali na jeszcze jeden dzień. Fajnie było zrobić te 10km z wózkiem i 200km samochodem i jeszcze zdążyć na pyszną kolację upolowaną w LIDL'u - mają tam całkiem zjadliwe kalmary :). Kliknijcie na obrazek obok aby zobaczyć resztę zdjęć!
07
paź.
2008
palikowski

Za mało czasu? Znajdź sobie jakieś zajęcie!

Zgodnie z maksymą mojego nauczyciela z technikum, ponieważ ciągle brakuje mi na wszystko czasu postanowiłem działać:

- zapisałem się na studia na http://www.puw.pl/art.ht...,
- zacząłem z Emilką uczęszczać na zajęcia z angielskiego metodą pewnej Helen Doron co wtorek,
- wieczorami zmuszam domowników do grania w Catana albo do oglądania filmów,
- wróciłem do zgłębiania zawiłości linuxowych,

30
wrz.
2008
palikowski

Berlin

Byliśmy w ten weekend z przyjaciółmi w Berlinie, co może nie jest wielkim wyczynem podróżniczym, ale:

[img_assist|nid=1210|title=Berlin 2008|desc=|link=node|align=right|width=105|height=140]- wypad był w pełni rodzinny (my i znajomi wyposażeni jesteśmy w bardzo nieletnie dzieciaki),
- pogoda świetnie dopisała (jak na tę porę roku),
- wycieczka pozwoliła nam zapomnieć o codziennych rozterkach młodych rodziców,
- zwiedziliśmy kilka ważnych ulic,
- spacerowaliśmy po nie mniej ważnych placach,
- zobaczyliśmy całkiem sporo jeszcze ważniejszych budynków,
- kibicowaliśmy jakiemuś rodzinnemu maratonowi rolkarzy,
- zrobiliśmy nieco zdjęć ( http://picasaweb.google.... ),
- nasi znajomi również ( http://picasaweb.google.... ),
- wypiliśmy po berlinerku ( http://picasaweb.google.... ),

Czyli chyba nieźle. Wszystko to w jeden dzień, wyjazd o 8 rano, powrót około 23. Polecamy zmotoryzowanym zostawić auto blisko stacji metra, np. my staliśmy na Tempelhofer Damn ( http://picasaweb.google.... )

01
wrz.
2008
palikowski

Wisełka

BukiecikBukiecik To czy pojedziemy w tym roku na drugi tygodniowy urlop ważyło się do ostatniej chwili. Zawirowania w pracy udało się jednak opanować i wypuściłem się z rodzinką nad nasze swojskie Morze Bałtyckie.

Pogoda dopisała jak na nasze warunki zupełnie poprawnie, okolice (Wisełka na wyspie Wolin) okazały się przeurocze a Emilka zakochała się w największej piaskownicy podmywanej falami wody, po której można tak świetnie biegać i chlapać. Co chyba najważniejsze miło było spędzić tydzień w trójkę, dawno nie było takiej okazji.

Co tu dużo opowiadać, obejrzyjcie fotki a jeśli potrzebujecie rekomendacji - ruszajcie do Wisełki, tam gdzie my - było świetnie!

Subskrybuj zawartość