Tracę Ciepło
od autora: tekst pisałem jakiś rok temu i dziś go odnalazłem
Orbitowski napisał książkę totalną.
Przynajmniej tak nas przekonuje tylna okładka oraz opasłość 480 stronicowej powieści. Rzeczywiście wygląda nieźle na półce.
Orbitowski dowiódł mi już, że potrafi napisać dobre opowiadanie, wciągnąć w swoje barkero-gaimano-carollowskie mgliste światy, wywołać dreszczyk niepokoju i smakowite poczucie przeczytania kawałeczka nieco lepszej niż przeciętna literatury gatunku horror.
Tym razem opisuje losy dwóch bohaterów widzących 'nieco' więcej niż przeciętny człowiek. Pierwsze spotkanie z inną rzeczywistością nastepuje już w podstawówce i wtedy ich poznajemy. Wspólny koszmar połączy ich życie na zawsze a czytelnik pozna ich drogę od dzieciństwa po dorosłość.
Co więc dostałem od nowej powieści Łukasza O.? Zaskakująco dużo. Dużo miejsc, sytuacji, dobrych dialogów (choć momentami wyjętych jakby z komiksu wilq), barwnych opisów. Mamy nie jedną ale trzy opowieści o dzieciństwie, szkole, dojrzewaniu, przenikaniu się rzeczywistości i świata nadnaturalnego, trudnych decyzjach dręczących każdego człowieka. Jest też sporo straszenia - nadnaturalnymi wizjami, proroctwami, sekciarstwem i wracającymi ze świata umarłych potępieńcami. Wszystko do dość smacznie podane.
Niestety dużo równa się też rozwlekle. Orbitowski lubuje się w dokładnym, szczegółowym roztrząsaniu każdej sceny, rozbieraniu na atomy przeżyć, wyglądu, zapachu, światłocienia i wszystkiego innego. Pod tym względem czyta się trochę trudno, a w większej ilości przyprawia o senność i ból głowy.
Jestem dzieckiem internetu i telewizji - jakkolwiek lubię opasłe książki, to wolę nieco skromniejszą, lub lżej, zgrabniej napisaną narrację - jak u Lema, Zajdla, Dicka czy Bułyczowa. Tak samo jak nie mogę przebrnąć przez grubsze książki Kresa, Dukaja, czy Barkera tak i tu z trudem dotrzymałem danej sobie obietnicy dokończenia powieści w 2007 roku.
Zarzut to czy nie zarzut - na pewno dałoby się zmieścić tę książkę i trzy opowieści jakie nam prezentuje autor, na 100 stronach mniej, bez wielkiej straty. Mogłoby też pomóc dorzucenie jakichś 'szybszych' scen, jakaś odmiana. Z drugiej strony sceny 'dynamiczne' (pościgi, walki) wychodzą autorowi moim zdaniem średnio ze wskazaniem na słabo, więc może rozwlekłość to to tak naprawdę unik w stronę tego co autorowi wychodzi najlepiej?
Co do trzech opowieści jakie przenikają się wzajemnie - zdecydowanie najlepszą wydaje mi się pierwsza, traktująca o podstawówce bohaterów. Rok Zero pamiętam również jako uczeń podstawówki, mogę więc tylko przyklasnąć autorowi i stwierdzić - rzeczywiście tak bywało, tak odbierałem te czasy, podobnie czułem. Dobra robota autorze!
Druga część, opowiadająca o historii pewnej pary, oceniam najsłabiej, przypomniała mi się udręka podczas czytania 'Ludzi Bezdomnych' gdzie pamiętnik Joasi Podborskiej czytałem ze szczerą nienawiścią do Żeromskiego - czy on wiedział co robi przyszłym pokoleniom wstawiając w skądinąd świetną powieść takie dyrdymały?! Tu jest podobnie, choć nie aż tak tragicznie - jakoś przebrnąłem a z czasem nawet zrobiło się ciekawiej.
Ostatnia 'pigułka' jest średnia - z jednej strony miłośnicy ostrej jazdy i LSD znajdą chyba coś dla siebie, z drugiej kiedy na każdej stronie wypada z szafy trup a z podłogi wyskakuje duch, to człowiek tępieje i przestaje reagować na coraz to straszniejsze straszności. Do tego wszystko jest podszyte poetyką z komputerowych gier, teledysków, papki bulwarowej, trochę jakby autor chciał zderzyć dla czytelnika Rok Zerowy z naszymi czasami. Średnio to mu wyszło moim zdaniem.
Mimo cierpkich słów, patrząc z dystansu, dostajemy 480 stron porządnie pokręconej opowieści, sprawnie a momentami świetnie napisanej, z ciekawymi i naturalnie pokazanymi bohaterami, całą masą zapożyczeń z popkultury, nadnaturalnych epizodów, żywym językiem, kwieciście opisane.
Choć zdecydowanie wolałbym zbiór nowych opowiadań pana autora, niż kolejną powieść.

Ostatnie odpowiedzi