16
lp.
2007
palikowski

Dni 2-6

Tym razem zbiorczo. W środę 12 lipca pojechaliśmy na krótki wypad do Łagowa. Taki dłuższy weekend, bo w niedzielę już powrót. Opis wyjazdu gdzie indziej, tutaj suche fakty jak mi idzie.

Dzień 2 - ŚRODA. Padało więc ćwiczenia w domu, prysznic, i na autobus. Mała zmiana co do posiłków - start o 9, żeby kolacja wypadała po kąpieli Emilki. O 14 ruszyliśmy do Łagowa, w drodze przekąsiłem regulaminowo o 15 drożdżówkę i jabłko. Potem chyba dopiero około 19 grillowe żarcie i piwo. W końcu to urlop nie można sobie wszystkiego odmawiać.

Dzień 3 - CZWARTEK. Rano znowu pada więc ćwiczenia w pokoju. 60 brzuszków, trochę różnych pompek, skłonów i przysiadów - 15 minut ruchu zaliczone. Rozprężenie urlopowe od samego rana (kawa), potem posiłki dość nieregularnie. Urlop na swoje prawa - je się razem ze wszystkimi, chociaż gdybym się uparł... no ale się nie uparłem - moja mała porażka już na samym początku 30 dniowego okresu.

Dzień 4 - PIĄTEK. Kolejny dzień pięknej, deszczowej pogody. Poranna gimnastyka brzuszkowo-przysiadowo-skłonowa. Na szczęście po południu trochę ruchu zapewniło mi 40 minut pedałowania na rowerze wodnym. Posiłki dość regularnie (miałem coś przy sobie albo kupowałem w razie potrzeby). Znowu poranna kawa, postanawiam dać spokój z rzucaniem na całego - jedna dziennie powinna być w sam raz. 1:0 dla kofeiny :). Wieczorem rozprężenia ciąg dalszy - zalewam trudy rowerowe 4 piwami. Eh, życie.

Dzień 5 - SOBOTA. Wypogodziło się na dobre, a więc poranny bieg. Całkiem nieźle poszło, nogi wypoczęte nie stawiały oporu, 30 minut marszobiegu z czego połowa dystansu z dwoma kawałkami drewna znalezionymi w lesie (do kominka w sam raz).

Dzień 6 - NIEDZIELA. Poranne bieganie trochę utrudnione - nogi znowu grożą strajkiem i skurczami. Mimo to jakoś udaje się wyrobić nieco ponad normę - około 30 minut. Zauważam, że lepiej się biegnie z powrotem - niby bardziej zmęczony i zdyszany ale jednak wpada się w rytm i organizm jakoś sobie radzi.

Dzień 7 - PONIEDZIAŁEK. Rano 25 minut do końca jeziorka i z powrotem. Jedzenie zaczynam od 8.30. Za godzinę następny posiłek, więc kończę wpis bo jeszcze trzeba wrzucić trochę fotek z Łagowa.