Nic WIęcej
(napisane około '96, poprawiane w '99)
Mikroelelektrody pobudziły moją korę mózgową dokładnie o piątej trzydzieści. Z głośników nad łóżkiem popłynął szum o specjalnej częstotliwości pomagającej w rozbudzaniu. Ze ściany wyskoczyła zimna, srebrna taca. Na niej to co zwykle: zestaw witamin w napoju, zastrzyk z jakiegoś świństwa, sztuczne tosty ze sztucznym dżemem (oczyszczony z wszelkich szkodliwych substancji) i kubek sejfti, czyli bezpiecznej herbaty. Gdy zacząłem jeść głośniki ożyły i głos numer 18 (pamiętam je wszystkie) zaczął przedstawiać plan dnia:
- Godzina siódma zero-zero, spotkanie z dyrektorem filii w Seattle. Ósma trzydzieści seans bioterapeutyczny. Dziesiąta piętnaście, wywiad dla Militaristic eye. Dwunasta trzydzieści, spotkanie z koordynatorem projektu Celt. Czterna...
- Co to za projekt? - przerwałem głosowi.
- Projekt Celt, prowadzony przez Jima Robertsona. Dołączanie magów hermetycznych do jednostek specjalnych Knight Errant w celu polepszenia możliwości zwiadu i obrony przed atakami przeciwnika. Rozważone będą propozycje szkolenia...
- Dobrze - znowu przerwałem. - Dalej.
- Czternasta, zapoznanie z nowymi prototypami broni dla policji w Detroit. Szesnasta, siłownia. Osiemnasta, zaproszenie na wystawę sztuki dwudziestowiecznej w Arkologii Północnej. Jeszcze niepotwierdzone. Przesłać potwierdzenie?
- Tak - odpowiedziałem po chwili namysłu. - Może coś kupię... co dalej? - spytałem po popiciu gorzkiej sejfti.
- Dwudziesta pierwsza, zapoznanie z raportem finansowym za poprzednie trzy miesiące. Dwudziesta pierwsza trzydzieści, kuracja pobudzająca. Dwudziesta druga, przyjęcie na cześć dwudziestopięciolecia pańskiego awansu na dyrektora.
Nagle zamarłem w bezruchu. W ręce trzymałem autostrzykawkę i patrzyłem się na nią jak na węża.
- A jak ja... się nazywam? - przerażony pustką w głowie i zaskakującą, kompletną amnezją.
- Nazywa się pan Damien Knight, ma pan pięćdziesiąt trzy lata, jest pan głową korporacji Ares Macrotechnologies - odparł głos, nie zdradzając żadnych oznak zaskoczenia treścią pytania. - Mamy dzisiaj dwunastego marca, dwa tysiące pięćdziesiątego czwartego roku. Jest godzina piąta czterdzieści dwa. Do pierwszego punktu planu dnia zostało...
Wszystko sobie przypomniałem. Tak samo nagle jak przed chwilą, gdy dane te znikły z mojej pamięci. Teraz znowu tam były, jak gdyby nigdy nic. Ani chybi starzeję się, pomyślałem. Zrobiłem zastrzyk i od razu poczułem się lepiej. Zaczął się normalny dzień.
***
Obrazy sunęły przed moimi oczyma, a ja biernie uczestniczyłem w wydarzeniach. Myślami błądziłem ponad miastem, nad dachami wieżowców, nad chmurami. Ciągle wracałem do porannej amnezji. Nie mogłem na niczym skupić należytej uwagi. Jak bumerang wracała myśl, że taki stan utrzymuje się od wielu dni, miesięcy a może i lat. I że codziennie myśl ta zostaje oddalona, zepchnięta na boczny tor. Rutynowe i niezmienne plany i harmonogramy czasowe, podawane co rano przez komputer, powoli zawładnęły moimi życiowymi poczynaniami.
Dopiero około osiemnastej otrzeźwiałem. Stałem przed fotografią. Po chwili zrozumiałem, że to wystawa sztuki dwudziestowiecznej. Obrazek przedstawiał parę na łące i tak właśnie się nazywał. Ciekawa nazwa. Ciekawa sytuacja. Para na łące. Uśmiechnąłem się w duchu i począłem wyobrażać sobie, że jestem razem z nimi, na fotografii. Szum rozmów, brzęk kieliszków i szelest sukien odpłynęły gdzieś daleko. Słońce mile ogrzało moje plecy, lekki wietrzyk musnął twarz i włosy. Niebo miało odcień błękitu, jakiego nigdy nie widziałem.
Dziewczyna mówi cicho, patrząc chłopakowi w oczy:
- Jak tu pięknie.
- Z tobą wszędzie jest pięknie - odpowiada młodzieniec.
Dziewczyna uśmiecha się. Nie jest to zwyczajowy grymas, sztuczne ułożenie warg. Uśmiecha się całą sobą, radość promieniuje z jej wesołych oczu.
- Kocham cię - mówi szeptem, patrząc ufnie w jego oczy.
- A ja ciebie - odpowiada...
- Przepraszam, nie dosłyszałam, panie Knight - odezwał się głos tuż obok mnie. Razem z nim wróciły wszystkie hałasy galerii. Za mną stała kobieta w nowoczesnej kreacji i z grubą powłoką makijażu na twarzy. Widać było, że wypiła już kilka głębszych, gdy starała się utrzymać swój firmowy uśmiech. Wyszedł jej jakiś pokraczny grymas. W jej oczach gościła pustka, brak choćby zaciekawienia czy zainteresowania kim- i czymkolwiek. Odszedłem nic nie mówiąc, ona postała chwilę i ruszyła przed siebie, szukając nie wiadomo czego.
Nagle przypomniałem sobie o fotografii. Chciałem dokończyć historię tych dwojga. Zapragnąłem znowu przenieść się na tę dużą, zieloną łąkę, poczuć słoneczne ciepło i powiew świeżego powietrza. Ujrzeć jak chłopak całuje dziewczynę a potem leżą obok siebie patrząc w błękitne niebo.
Niestety nigdzie nie mogłem dojrzeć mojego zdjęcia. Gdy miałem już kogoś o nie zapytać, tuż za uchem odezwał się implant, i głos numer... numer... dziwne, zapomniałem który. Chyba ósmy. No więc usłyszałem:
- Za piętnaście minut kolejny punkt dnia. Proszę o skierowanie się na pole startowe, do pionowzlotu.
Stanąłem niezdecydowany, szukać fotografii, czy iść do swojego pojazdu. Jaki jest właściwie następny punkt?
W końcu poczułem znajome uczucie umysłowej ociężałości, wyszedłem z wystawy nie żegnając się z nikim i ponownie poddałem się otępieniu. O wiele łatwiej było pozostawić podejmowanie decyzji innym. Skoro mechanizm został zaprogramowany tak dobrze, że działa już tyle lat bez tarć, nie miałem siły aby mu się przeciwstawić. Dzień skończył się około drugiej w nocy. Było przyjęcie, odczytałem przygotowane przez kogoś przemówienie, pojawiło się kilka znajomych twarzy. Mimo tego nie poczułem przypływu sił twórczych. To samo środowisko, niezmienne zachowanie wszystkich wokół, wywoływały jeszcze większą pewność, że sprawy toczą się odpowiednim torem, nie wymagającym ani kierowcy, ani zmian.
Na sekundę przed zaśnięciem przypomniałem sobie fotografię z wystawy.
***
Kolejne trzy doby minęły jak film symstymowy z wyłączonym dźwiękiem. Jakieś twarze, loty nad Detroit, wizyta u biotechnika, wywiad dla trideo, nocne neony, miasta widziane z oddali jak skupiska iskier w czarnym jeziorze. Kolejne twarze, pokaz magii hermetycznej, podpisy. Wydaje się iż plany dnia zostały wyznaczone do końca mojego życia. A może dalej?
W trakcie trzech dni, trzy razy przypominałem sobie o zdarzeniu w galerii. Tyle samo razy zapominałem o tym zaraz potem. Ale nie wtedy.
Siedziałem na spotkaniu zarządu. Chodziło o duży wykup akcji. Czułem jak duch uciekał ze mnie, wypływał podobnie do wody ze złożonych rąk. Nie ważne jak się starasz i tak w końcu zniknie, kropla po kropli. I znowu ujrzałem obraz sprzed kilku dni. Zobaczyłem siebie stojącego przed fotografią, oświetlonego słońcem którego nie było. Blask znikąd i ja wpatrujący się przed siebie, zestawienie jak klatka z filmu o objawieniu.
Wstałem z fotela i wyszedłem, odprowadzany wzrokiem zaskoczonych członków zarządu. Na korytarzu uśmiechnąłem się do siebie, miałem ochotę śmiać się w głos. W końcu udało mi się wyrwać z transu. Wykonałem kilka przysiadów, zaciągnąłem się głęboko filtrowanym powietrzem, usłyszałem szum klimatyzacji i wytłumione rozmowy z sali konferencyjnej. Spojrzałem na swoje nogi, stojące mocno na wykładzinie, poczułem rozłożony na nich ciężar. Poczułem się znowu wolny. Wiedziałem co robić i przepełniło mnie uczucie triumfu. W końcu znalazłem rozwiązanie.
***
Po kilku godzinach fotografia była moja. Koreański kolekcjoner z pewnością długo będzie się zastanawiać jak udało mu się wywindować cenę do tak niewyobrażalnej sumy. Ale nie chciałem tracić czasu na targowanie się, w końcu to nie pieniędzy mi brakowało tyle czasu.
Dek jest już gotowy. Najnowsza generacja, moduły symstymowe rozwinięte tak, że człowiek nie jest w stanie stwierdzić czy to rzeczywistość, czy stym. Programiści kończą psychologiczny konstrukt dziewczyny, potem zajmą się resztą świata. Świata sztucznego, a jednak o wiele prawdziwszego niż ten tutaj. Jako punkt wyjścia wykorzystają fotografię, przeniesioną w trzy wymiary. Podpisałem jeszcze ostatnie pełnomocnictwa i instrukcje, i przeszedłem do pokoju z aparaturą. Czułem podniecenie i strach. Mimo wszystko miałem wątpliwości. A może takie rozwiązanie to kolejna ucieczka, kolejne kłamstwo wobec siebie? Odsunąłem te myśli i rzuciłem z udawanym spokojem do Technika:
- Pamiętaj, wasze zadanie to jak najdłużej utrzymać moje ciało przy życiu. Rozumiesz?
Mężczyzna kiwa głową, choć wiem, że nie rozumie co się ze mną stało, po co to wszystko.
- Dobrze, kiedy będziesz gotowy, włącz dek. - podłączyłem końcówkę do gniazda za uchem i spojrzałem jeszcze raz na pokój i ludzi wokół siebie. Może tu kiedyś wrócę, kto wie?. - Do zobaczenia - mówię do technika, a potem zamykam oczy.
***
Stoję na niekończącym się posłaniu z trawy. Niegdzie nie widać miasta. Wieje lekki wietrzyk, jest ciepło a niebo ma niesamowity kolor, głęboki, wręcz nieskończony błękit. Na twarzy czuję promienie słońca. Gdzieś z boku słyszę jej głos. Miły i ciepły.
- Witaj. Cieszę się, że w końcu przyszedłeś. Czekałam na Ciebie. Już tam, w galerii.
Patrzę na nią. Jest piękna. Krótkie, czarne włosy, orzechowe oczy, po trochu smutne po trochu wesołe, idealna twarz.
- Pięknie tu, prawda? - pyta rozglądając się wokół.
- Z tobą wszędzie... jest pięknie - skądś przypominam sobie te słowa.
Uśmiecha się. Uśmiecha się całą twarzą, całą sobą. Nie widać w niej fałszu ani pozy. Jest prawdziwsza niż wszystkie żywe kobiety jakie dotąd spotkałem.
- Kocham Cię - mówi drżącym głosem, patrząc ufnie w moje oczy.
- A... a ja... Ciebie - odpowiadam przerażony świadomością, że nie jestem pewien, czy to nie jest tylko pusta fraza, słowa włożone mi w usta przez kogoś lub coś. Zawsze przecież mówiłem pustymi słowami, wcześniej przygotowanymi na daną okazję. A jeśli to również jedna z tych okazji? A jeśli to jedna z tych przygotowanych kwestii? Zwątpienie w tak podstawowe uczucie jak miłość napawa mnie lękiem większym niż wszystko inne.
Nagle czuję coś na kształt lekkości. Całuję ją tak jak jeszcze nigdy nikogo nie całowałem. Lekki jak piórko, lecę ponad trawę, ponad chmury, ponad świat. Lecę, a ze mną moja uwolniona dusza.
I wiem, że nigdy tam nie wrócę. Nie ma żadnego "tam". Ważne jest tylko tu i teraz. I tylko to się liczy.
Nic więcej.
Krzysztof Palikowski (96.01.25-99.01.30)

Ostatnie odpowiedzi