Byle Jakoś(ć)
Żyjemy w świecie z powieści SF. Otoczeni zabawkami za grosze, które kiedyś kosztowały miliony. Dzięki tym gadżetom możemy być zasypywani szerokim potokiem ludzkiej kultury. Kultury zakażonej bylejakością.
*KREACJA*
Nie trzeba dużych nakładów aby zacząć raczyć innych wytworami swojej wyobraźni. Film, muzyka, tekst i fotografie - wszystko to można tanio wyprodukować i upublicznić. Jednak tanio nie znaczy dobrze. Aparat za 200zł nie zrobi ładnego zdjęcia. Mikrofon za 20zł nie nagra czystego dźwięku.
Twórcy często poświęcają dążenie ku jakości - "nie mam środków na profesjonalizm, robię na tym co mam. Jakoś to będzie". Czy taka decyzja wpływa na proces twórczy? Zmienia podejście do samego dzieła?
Oczywiście nie znaczy to, że dysponując w pełni profesjonalnym sprzętem autor jest skazany na sukces pod jakimkolwiek względem. Ale być może zdobył te narzędzia przez długie lata wyrzeczeń, oszczędności, ciężkiej pracy? Może nauczyło go to, że należy zawsze starać się robić wszystko jak najlepiej? Myślę że często tak jest, w przeciwieństwie do twórców korzystających z tanich zabawek.
Sami często stajemy się twórcami - umieszczając fotki z wakacji na stronie, muzykę z próby w garażu, napisane w przelocie opowiadanie, newsa na jedną ze swoich stron czy notkę w blogu.
Zadajcie sobie pytanie czy staraliście się przy dowolnej z tych czynności zrobić to porządnie? Zadbać o jakość, formę, przekaz? A może po prostu przegraliście z karty aparatu 500 zdjęć na serwer? W końcu im więcej tym lepiej, prawda?
Znacie ludzi którzy każdą swoją pracę w nieskończoność dopieszczają przed upublicznieniem? Ja znam - ale bardzo niewielu.
*ODBIÓR*
Co ciekawe sami się na bylejakość zgadzamy. Usprawiedliwiamy nawet innych - obniżamy poprzeczkę percepcji, granicę naszej wrażliwości. "Skoro mnie nie stać na najlepszy sprzęt, to innych też! Dajmy spokój czepianiu się" - mówimy i *myślimy* - bierzemy to co jest...
Aby było szybciej i więcej potrzebna jest jeszcze kompresja danych. MP3 i Divx - święte słowa znane każdemu użytkownikowi p2p. Dzięki niej wchłoniemy 10 razy tyle kultury co kiedyś i będziemy hiperekstramegakultularnymi ludźmi, prawda?
Film można przecież oglądnąć na ekranie monitora (nie przeszkadzają mi zakłócenia kompresji - dzięki niej szybciej się ściąga), lub laptopa z głośniczkami. Ostatecznie wystarczy przenośny multimedia-pod. Muzykę najwygodniej posłuchać z pudełeczka w kieszeni (w słabszej jakości, żeby więcej się zmieściło). Taniego pudełeczka bo na drogie szkoda mi pieniędzy. Na tanich słuchaweczkach. Galeria? Fajnie, jaki adres? Co? Nie, chodziło mi o stronę www!
Jednak kiedy mam dostęp do oceanów ludzkiej twórczości, które w ogromnej większości okazują się płyciznami lub wręcz bezludnymi wyspami z masą tekstu, słabej jakości fotek i dźwięków. Pływając w tych oceanach coraz rzadziej trafiam na perły. Tracę więcej i więcej czasu na poszukiwanie tych drobin stojących na wysokim poziomie, w które autor włożył kawałek serca i duszy.
I nawet nie chodzi o to że tych pereł jest mniej niż kiedyś - jest ich zapewne więcej. Ale szukanie ich może przyprawić o siwe włosy, ponieważ zwyczajnego śmiecia pływa w tym oceanie niesamowita, przeogromna, porażająca ilość.
Czy w poszukiwaniu piękna musimy upaprać się w gównie?
*Tęsknię*
Tęsknię do ciszy i spokoju. Filmów w prawdziwym nie domowym kinie, raz na miesiąc, nie codziennie. Muzyki słuchanej kawałek po kawałku a nie dyskografia po dyskografii. Książek czytanych w wanie zamiast śmiesznych SMSów i opisów na gadu.
Powiecie - przecież nikt ci tego nie broni. Racja. Ale też moje wymagania drastycznie spadły. Coraz mniej przeszkadza mi bylejakość, a jednocześnie coraz bardziej mnie to denerwuje ... a Wam?
Ciekawy tekst. Ja też przyzwyczaiłem się do bylejakości, ale równie dobrze przyzwyczaiłem się do jej nieakceptowania. Co prawda korzystanie z internetu skłania do wchłaniania dużej ilości bzdetów, ale już co do muzyki, filmu itp. jestem raczej wybredny. Mam swoje gusta i masowość nimi nie zawładnęła ;) .
Z tworzeniem bylejakości też chyba nie jest u mnie źle - nie mnie oceniać efekty, ale zdecydowana większość tego co puszczam w świat na letwist jest przemyślana. W przypadku pewnych rzeczy przemyśliwuję nawet tak długo, że nikt się o nich nie dowiaduje ;) .
Tak więc myślę, że to indywidualna sprawa. Może nie masz wokół siebie ludzi stymulujących do wyprawy do galerii etc... Nie wiem.
Co do pieniędzy, to chyba jesteś w tym artykule zbyt blisko postawienia znaku równości między pieniędzmi a jakością. Według mnie w sztuce liczy się efekt końcowy, a nie narzędzia (i ich wartość).
skąd :)
jestem jak najdalej od stawiania znaku równości $=quality :)
Nawet uzupełniłem art o odpowiedni akapit. Raczej boję się że kolejne generacje zabawek tworzą kulturę bylejakiego pstrykania milionów fotek, nagrywania kiepskich filmów czy muzyki, przez którą to twórczość będzie trzeba się przebijać i przedzierać, coraz trudniej i trudniej... no ale obym się mylił :)