Prawie jak Kiedyś
(tekst archiwalny, publikowany na gildia.pl)
"Ręce spociły mi się już w autobusie. Ściskany w dłoni plik banknotów był już cały mokry kiedy wręczałem go facetowi za ladą mówiąc drżącym głosem - "poproszę nową płytę S...". Szybko zabrałem skarb do domu i położyłem na półce obok zdezelowanej pseudo-wieży Techinkcsa. Teraz należało zachować spokój, wyczekać aż rodzinie skończą się pomysły na zajęcia dla najmłodszego - posprzątaj pokój, odkurz, wynieś śmieci, chodź na obiad... [Cholerne obiady, gdybym słuchał muzyki zamiast jeść w wieku lat 25 nie wyglądałbym jak Jack Black z Tenacious D :-)]. No w końcu, chyba mam czas dla siebie. Kaseta szybko zostaje rozpakowana, z namaszczeniem oglądam wkładkę, czytam każde słowo (nawet niezrozumiałe podziękowania), przypatruję się grafikom w środku... W końcu nadchodzi czas na całkowite oddanie się Muzyce. Wkładam kasetę do kieszeni magnetofonu, gaszę światło. Słuchawki podłączam już 'na ślepo'. Kładę się wygodnie, zamykam oczy i wciskam "play". Szum powoli sączy się w uszy, za parę chwil zmieni się w dźwięki pierwszego utworu..."
To nie jest żadne opowiadanie. Tak było naprawdę. Ze mną, z moimi przyjaciółmi. Płyty kupowało się w sklepach (!). Ściągnięcie mp3 z internetu było wtedy po pierwsze praktycznie nierealne (nie było Kazaa!) a po drugie zwyczajnie nieopłacalne. Pierwszy utwór który udało mi się zdobyć przez internet ("Creep", Radiohead), kosztował mnie ponad 5 złotych (zapisywałem sobie ilość impulsów modemu na kartce, do rozliczenia z rodzicami :D).
Wiele razy płytę kupowałem 'na spółę' z kolegą, takim samym maniakiem jak ja. Przychodziliśmy do mnie, siadaliśmy wygodnie i słuchaliśmy razem. Bez rozmów, bez czytania w tym czasie komiksów czy grania na komputerze.
Po co o tym wszystkim piszę? Żeby powiedzieć że muzyka była wtedy lepsza? Ani myślę, muzyka jest dokładnie taka sama - ciągle pokazują się nowe świetne kapele, ciągle stare kapele zawodzą nowymi płytami albo udaje im się wznieść na wyżyny sztuki. Muzyka jest taka sama - zmieniliśmy się my. A dokładniej zmieniło się to w jaki sposób muzykę (i sztukę w ogóle) zdobywamy i odbieramy. Wiąże się to oczywiście z internetem, plikami mp3, piractwem i sieciami p2p.
Spójrzmy na mnie. Fan muzyki, muzyk, powiedziałbym nawet miłośnik. Słucham mp3 w pracy pisząc raporty, w domu czytając, grając na komputerze, w autobusie z walkmana, słowem - wszędzie. Mam najnowsze płyty dowolnych wykonawców na wyciągnięcie ręki, albo kliknięcie myszki. Stare rzadkie single, bootlegi, nowości jeszcze nie wydane w Polsce, dowolny styl, zespół, album. Kwestia poczekania paru godzin, czasem dni, kwestia doboru odpowiedniego p2p, opłacenia abonamentu za sieć. Nie zapominajmy że w tych sieciach znajdziemy muzykę niszową, darmową (tak!), nie wydaną w Polsce, albo twórczość zespołów, których nie stać na studio, czy nawet kontrakt z wytwórnią (nie każdy może związać się na pół życia ze sceną). Jest to zatem rzecz niedostępna nigdzie indziej!
Tylko że... dawno już nie mam takiej przyjemności, nabożeństwa, nie ma sacrum. Kolejne kawałki przelatują przez głowę, albumy nie składają się w całość, artyści nie docierają ze swoim przekazem, tekstem (komu chce się czytać teksty? Trzeba by je najpierw znaleźć i ściągnąć!). Muzyka przestała dawać mi to co kiedyś. Teraz to jedynie wypełniacz, miły dodatek, choć czasami... lekko nużący. Ile można wytrzymać utworów z listy w winampie - przygotowanej tak że są tam same 'najlepsze'? Czasem nawet trzeba do listy dorzucić coś z papki radiowej (tak robi mój przyjaciel) żeby nie dostać nudności od samych porządnych kawałków :).
Czy zatem p2p niszczy muzykę? Bzdura, sami to robimy. Podobnie jak z jedzeniem - kiedy mamy go za dużo szybko zapominamy jak smakuje syty posiłek po dwóch dniach postu. W tym właśnie należy szukać ratunku. Ratujmy swoje znudzone aparaty słuchowe postem i odpowiednimi porcjami. Pierwsze kroki już podjąłem. Pisząc ten tekst nie mam słuchawek na uszach. W trakcie pracy rzadko je zakładam - ciągłe telefony i sprawy tylko odciągają mnie od skupiania się na płynących dźwiękach. Za to kiedy mam w domu godzinkę dla siebie - odpalam konkretną płytę i słucham całej, oceniam, zapamiętuję, chłonę.
Prawie jak kiedyś... prawie...

Ostatnie odpowiedzi